Dzień trzeci wyzwania fotograficznego Uli:
pomarańczowy
W moim domu,
(z powodu naszej rodzinnej niechęci, nabytej w przeszłości)
kolor pomarańczowy z zasady, nie występuje.
Poza kilkoma szczegółami:
kredkami,
jedną parą skarpetek,
niezliczoną ilością klocków Lego,
marynowaną dynią w słoiczkach,
karteczkami do notowania z Ikei,
koszulką Środkowego Syna,
farbami mojego Męża i...
zupą pomidorową ;)
Miałam i nadal mam, mieszane uczucia co do estetyki,
ale postanowiłam być ponad tym :)
Pozdrawiam Was ciepło :)
Zupa pomidorowa piękna być nie musi
OdpowiedzUsuńZupa pomidorowa wystarczy, że jest
;)
Ten makaron kojazy mi sie z mackami osmiornicy :-)Fajne zdjecia!
OdpowiedzUsuńMój synek też lubi pomidorową... ma to po mnie :)
OdpowiedzUsuńrewelacyjna interpretacja, pomidorówkę to ja wielbię!!:)
OdpowiedzUsuńCo tam estety,a ta zupa mówi ze zdjęcia, że jest pyszna!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Ślubny nie widzi tego zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJak nic kazał by mi zaraz zrobić właśnie taką pomidorową.
Bo jak sam mówi, pomidorową to on może jeść sześć dni w tygodniu i raz w niedzielę :)
A u Ciebie znów miłość bije ze zdjęć....
OdpowiedzUsuńAle piękne apetyczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńGubię się w tych pomarańczach...
OdpowiedzUsuńPomidorowa. O tak!
OdpowiedzUsuńJak tutaj artystycznie, podziwiam:). Pomidorowa jest pyszna! Używam dokładnie tego samego makaronu co Ty ;). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńU Ciebie to nawet zupa fajnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńwitam :)
OdpowiedzUsuńśliczna i pewnie pyszna zupka!:)
zapraszam Cię na nowo do mnie:
lepetitka.blogspot.com