Po wczorajszym wyczekiwaniu, aż wszyscy zasną
i zaczajaniu się nocą na schodach,
żeby podłożyć pod poduszkę,
wylosowanej przeze mnie osobie prezent...
dziś rano, przy łóżku, na mojej komodzie,
znalazłam prezent od Mikołaja, który mnie wylosował :)
Nieoficjalne źródła,
oraz jedyny w swoim rodzaju, misterny styl pakowania prezentów,
zdradzają mi, że w tym roku,
moim Mikołajem był mój Mąż :)
Ta oto, cudowna Śnieżynka Aniołek, w czapce Mikołaja,
dołączyła do mojej maleńkiej kolekcji śnieżnych kul :)
Cztery, z pięciu moich śnieżnych kul,
to prezenty od moich Chłopaków :)
Turkusową Japonkę dostałam od Męża,
rudowłosą Śnieżynkę Aniołka
od Środkowego Syna (ubiegłorocznego Mikołaja).
Najmniejsza (całość to zaledwie 5 cm),
Królowa Jadwiga przywieziona z Krakowa,
to prezent od Najstarszego Syna...
Jest jeszcze najstarsza, piąta,
która jest już jedynie wspomnieniem po kuli
(robota mojego małego Siostrzeńca ;).
Tę kupiłam sobie sama :)
Co roku o tej porze, uświadamiam sobie,
że za 17 dni Święta.
To już za chwilę...
Póki co, dwa dni temu,
dołączyłam do mojego Najmłodszego chorowitka
i razem snujemy się zasmarkani po domu...
Porozstawiałam wszędzie pudełka z chusteczkami i kichamy sobie na zmianę...
A tak naprawdę to wcale mi nie do śmiechu,
głowa mi pęka, nos cały czerwony, ciało odmawia posłuszeństwa :(
Herbata z miodem, zamiast hektolitrów mojej ukochanej kawy
powoduje, że jestem dodatkowo nieszczęśliwa...
Biedna ja...
Mimo wszystko, próbuję patrzeć na wszystko,
przez pryzmat dzisiejszego miłego Mikołajkowego poranka :)
Życzę Wam wszystkim udanych imienin Mikołaja :)